czwartek, 7 lutego 2008

...i to jest już koniec.

siedzę w "mym pokoju nad światem" i nie mogę uwierzyć, nie mogę tego ogarnąć...jutro wyjadę stąd na ZAWSZE! Dzisiaj, jak zwykle nie mogąc podnieść się z wyra, mimo że przeleżałam w nim ponad 10h :P, postanowiłam pożegnać się z Salzburgiem. Idąc w stronę przystanku stwierdziłam, że autobusem dojadę do centrum w 10 minut, a to za krótko...za krótko na pożegnanie. Skręciłam na tą ścieżkę nad Salzach..."a jak to się skończy to sama pójdę na bardzo długi spacer"...no i poszłam. ;) czasu na pożegnanie było sporo i na rozmyślanie - o wszystkim. Chciałam, żeby świeciło słońce, żeby wiał ciepły wiaterek, ale po chwili się zorientowałam, że tak na prawdę cały urok tego miasta chyba polegał na tym deszczu. Wiecznym deszczu. ale nawet chyba nie padało, ale było tak mokro, tak a fuj i a ble, ale jakoś pierwszy raz mi się to podobało! i tak szłam i szłam i zbierałam wspomnienia. Oczekiwałam czegoś innego od tego wyjazdu, tego jestem pewna. a czy żałuję? nie. Zbieranie nowych doświadczeń i przeprowadzki - to robiłam przez ostatni rok. Pobyt tutaj utwierdził mnie w przekonaniu, że moje miejsce jest w Poznaniu, ja kocham to miasto najbardziej na świecie i ludzi w nim mieszkających. Salzburg choć piękny, to dla mnie nie do życia. W poniedziałek siedziałam sobie na murku na Hanuschplatz, czekając na Giulię, było ciepło, tak wiosennie...i patrzyłam na tych ludzi, zupełnie obcych. I w ogóle ja potrzebuje hałasu na ulicy! A tu taka cisza, poniedziałek godzina 11:30, a tu cisza...każdy idzie w swoją stronę...cisza, cisza, cisza! No ja potrzebuję hałasu, hałasu tramwajów, studentów, klaksonów, hałasu miasta. A tu cisza...:/ Miasto zamiera o 20:00, mi się tak wydaje, że od 20 leci tutaj w TV jakiś super duper serial! I wszyscy, ale to wszyscy muszą go oglądać i nikt, kompletnie nikt nie może wychodzić w tym czasie na ulicę. Tzn...ten serial składa się z 5 odcinków i jak się skończy każdy idzie spać. No chyba nawet logiczne ;P W dzień w mieście buszują turyści i słyszę tylko "Wir müssen noch Mozartkugeln kaufen" No bo w końcu miasto Mozarta, szkoda tylko, że oprócz wszelkich możliwych gadżetów z wizerunkiem Mozarta, które można kupić na każdym rogu za niewyobrażalną cenę, to nie słychać gdzieniegdzie chociaż jego muzyki. :( no ale to by było mało opłacalne. trzeba zrozumieć. Turyści, turyści, turyści...wszędzie ich pełno, atakują, chodzą w tych wielkich grupach i pstrykają jak w amoku zdjęcia - każdy po kolei sto albo i dwieście zdjęć domu Mozarta! To jest coś, co mogłam przewidzieć...z nienawiści do turystycznych miast. W dzień oni, w nocy się chowają w swoich 5 gwiazdkowych hotelach,a na ulicy pustka. Ta pustka przeraża! W Poznaniu nigdy pusto nie jest...:D Poznań żyję. Ah, jak mi tego "życia miasta" brakuje. Dzisiaj przyglądałam się uważniej niż zwykle budynkom...i z mojego jakże sprawnego już oka Gospodarza Przestrzennego :P stwierdzam, iż pod względem architektonicznym Salzburg jest großartig (nawet nie wiem, czy to słowo tutaj pasuje, ale chyba opisuje dokładnie to, co chcę napisać ;). Centrum jest przeurocze, zadbane, odnowione, przemyślane. I te wille nad Salzach. I te mosty i te drzewa. Genialnie. I katedra i te trzy Place wokół. I pomniki i fontanny. Cudo. Poszłam na cmentarz. Stary, bardzo stary cmentarz. Mały, bardzo mały. Najpiękniejszy cmentarz na jakimkolwiek byłam. Turyści pstrykali, ja chodziłam i próbowałam spamiętać, zatrzymać w głowie ten obraz. Na cmentarzu zaczęłam żałować, że częściej nie chodziłam sobie tak, tak bez celu, a może właśnie z nim, po tym mieście....za mało poznałam, by pokochać. Polubiłam i to bardzo, nie zakochałam się. Raz mi ktoś powiedział, że ja ciągle jestem głową i sercem w Poznaniu, dlatego nigdy nie zakocham się w Salzburgu. Rowery. O tak rowery. W Poznaniu nikt na rowerach nie jeździ. Tu wszyscy. Dosłownie wszyscy. Dzieciaki do szkół, mężczyźni w gangach na spotkania biznesowe, babcie na zakupy! no wszyscy!!! ale też wszędzie są ścieżki rowerowe...w ogóle rowerzysta to najważniejsza osoba w ruchu drogowym, potem zaraz pieszy, a kierowcy tu nie mają żadnych praw :P Przechodzenie po pasach należy do rzadkości, tak jak i przejeżdżanie na czerwonym! U nas chyba jest dokładnie na odwrót heh. Nawet tak sobie myślałam, że wrócę, wyczyszczę sobie mój rower i też będę jeździć...ale, albo po dwóch dniach się okaże, że mój rower stał, a nie stoi :/ albo od razu w pierwszy dzień zginę śmiercią tragiczną na ulicy Głogowskiej :/ chyba niefajnie. a poza tym każdy wie, jaką miłością pałam do tramwajów, szczególnie 8 ;) Jeśli chodzi o uczelnie, to nie myślałam dzisiaj o niej i nie chce mi się też o niej teraz pisać. ;))) wcześniej pisałam. Dzisiaj zajmuję sie miastem. Podoba mi się w tym wyjeździe to, że jak wracam to każdy się cieszy :D góra przez tydzień, ale zawsze :P i, że niektórzy tęsknią i czekają. Salzburg mnie uspokaja, to na pewno. Te pół roku mi się przydało, żeby nauczyć się tej pieprzonej "siły spokoju". Nie zawsze mi się to udaje, ale coraz częściej, coraz częściej wolę przemilczeć sprawę. I niech każdy myśli co chce! A co tam! Pisząc o sile spokoju, wyczuwam nerwobóle w nogach :P ale to spowodowane jest pewnie wyjazdem, to już tak niebawem...moje 7 walizek czeka już. a ja kończę, kończę mój ostatni wpis i moją przygodę, którą dane mi było przeżyć w Salzburgu. No koniec pamiętajcie, że w sobotę idziemy na balety :D




ps. jednym z większych osiągnięć tutaj było zapuszczenie włosów ;D
ps2. a czymś na lata (mam nadzieję) poznanie Giuli...w poniedziałek będzie w Polsce! To takie wspaniałe móc pokazać jej Poznań. ;)
miłość i sztuka.

niedziela, 23 grudnia 2007

no wesołych, wesołych ;)

..."Podróże są bardzo kształcące i pożyteczne. Jedziesz sobie w świat i oglądasz mnóstwo ciekawych miejsc i pięknych rzeczy, i poznajesz nowych ludzi. A im więcej ich widzisz, tym bardziej tęsknisz za swoim łóżkiem i herbatką z własnego kubka..."
...cudwnie jest w Poznaniu. cudownie jest z Wami tutaj...
Korzystając z okazji Wesołych Świąt i szczęśliwego Nowego Roku! :***

sobota, 8 grudnia 2007

włoska mafia - do not disturb!

będzie to króciutki post, bo ja się uczyć muszę!!! egzamin mam w tym tygodniu...:/ chciałam tylko napisać, że jeszcze tylko 12 dni i będę w Poznaniu! :D ;) i tak się cieszę!
...na ławeczce, przy fontannie, przed Operą...z kawą kupioną na wynos w coffee team. I co tam, że zimno! Kubek będzie jak zwykle parzył mi rękę! I może sobie nawet czapkę kupię...i znowu zobaczę jeżdżące tramwaje! tam na moście...i mój ukochany - numer 8! (no bo, żeby tramwajów nie było w mieście!!! :/// skandalo!)
...wczoraj nie była to imprezka ani duża, ani do samego rana, ani z mnóstwem ludzi, ani głośna, ani na mieście...mimo to była "zajebiaszcza" (ta, ta nawet ja się dałam w to wciągnąć :/ nie mam tu TV, generalnie nawet mi to nie przeszkadza, ale "włatców móch" ściągam sobie i oglądam co tydzień...ehhh :P)...jedzonko włoskie, aperitif włoski, muzyka włoska no i sami Włosi też byli! (7 ich, jedna Portugalka, jeden Austriak no i jedna Polka...;)




niedziela, 2 grudnia 2007

Spazierengang am Salzach...placki ziemniaczane i myśli bezsnesowne...

...czas tu pędzi jak szalony. No jak to w ogóle jest możliwe, że już grudzień mamy!? No i dlaczego znowu kończy się 3 dniowy weekend, a ja z zaplanowanych rzeczy zrobiłam połowę...:/ eh tam...dobrze, że już chociaż z Giulią nie powtarzamy sobie codziennie, że do siłowni musimy iść :P zapominamy o tym i mniejsze wyrzuty sumienia są...a to, że przytyłam i ledwo co się dopinam w moje stare, ukochane jeansy lee - i tak mają dziury na tyłku :P
...jak się zorientowałam dzisiaj, że kończy się kolejny rok, to nawet zaczęłam sobie robić jego małe podsumowanie w główce (wszystko byle się nie uczyć na jutrzejszy Überraschungsprüfung z Deutscha :P)...i nie wiem sama...niespokojny nazwę 2007 rok. taaaa Werka i jej brak siły spokoju...:/ ale tam...na podsumowania jeszcze przyjdzie czas...narazie wiem, że moje 15 punktów diabli wzięli :P
...Piękny dzień dzisiaj był w Salzburgu...wiec trzeba było korzystać ;) bo jeśli chodzi o pogodę tutaj, to nie, nie, nie :/ niefajnie. :/ No i poszłyśmy sobie do centrum tą dróżką nad rzeką naszą... no czy tam nie jest cudownie??? Ludzi w mieście od cholery i troszkę, turystów się zjechało! ojojoj całe mnóstwo! No i na Weihnachtsmarkt wszyscy gnają, co najmniej jakby za darmo dawali...(łeee właśnie mi się przypomniało! Dostałam list wczoraj - patrzę w moją przegródkę i jest jest! już nadzieja w oczach, że może w końcu nadszedł obiecany list od P., no ale gdzie tam...P. wychodzi z założenia, że najlepsze listy są te niewysłane :P :) :* A list okazał się być od Kościoła tutaj! od diecezji w Salzburgu, która niezmiernie się cieszy, że zamieszkałam w tym mieście i należę do ich Kościoła i w ogóle życzy mi wszystkiego naj naj naj, a tylko tak przy okazji prosi o małą tylko wspomogę finansową! no że jak? :/ i kopertę nawet dołączyli.)

...na wprost najsłynniejszego domu w Salzburgu, czyli Mozartgeburtshaus, znajduje się taka mała, włoska kawiarenka...a w niej tłumy! a w niej my ;) Aga, a nasze kawki!? Jak przyjadę teraz to naraz 3 wypijemy! i scrable, i szachy i ploty za wszystkie czasy :D ej tu nie ma mimów...tzn. jeden jest, ale on nawet stać spokojnie nie potrafi. No ale skoro jeden tylko jest, to mu zrobiłam zdjęcie a co tam! niech będzie chociaż ten jeden...ja tam mimów lubię! a może to jest jakiś sposób, żeby tutaj pieniążki zarobić?! się przekwalifikowuję! Zostaję miminką :D :P ;)
...wspólnych kolacji ciąg dalszy...wczoraj robiłam makaron ze szpinakiem dla Włoszek :P i Giulia opowiadała wszystkim, że robię typową Polską potrawę :PPP (tej, ale ona serio tak myślała :)! a dzisiaj usmażyłam im plendze!!! z prawdziwie Polskiej paczki :D ale jajko i wodę sama dodałam :) no zachwycone były....zachwycone!
...a mi troszkę tak smutno, że mieliście być, a Was nie będzie...Michał miał być, Maciej miał być, no Mateusz i Seba też mieli być. We wtorek miałam czekać...no szkoda :((( powiedzmy, że liczą się dobre chęci :P ale jak wrócę! :P hehe
Dobra, koniec smętów! 1:00 wybiła, słodkich snów życzę wszystkim i do zobaczenia za 17 dni :*

poniedziałek, 26 listopada 2007

tratatam :) lalala :) juhu!

ZDAłAM! Dwójeczka! :DDD dla wszystkich niewiedzących, oceny są tu na odwrót jak u nas...(1 jest najlepsza, 5 - niezdane) i dla innych niewiedzących...nie jestem w Australii, tylko w Austrii i godzinę mam taką samą jak Wy w Polsce :P specjalne pozdrowienia dla Grzesia i jego Czarodziejki z Marsa :P i Filipka, który bardzo chciał dodać komentarz, ale mu nie wyszło :PPP ;) :*

sobota, 24 listopada 2007

bardzo italiana Wochnende...;)

...tak tak, wiem...obijam się! Ale właśnie Włoszki poszły na imprezkę, a ja zostałam w moim cudownym "pokoju nad światem", żeby nadrobić zaległości...a tak serio, to sił nie miałam, żeby z nimi iść :P herbatka, kocyk, laptopik, ja...i pewnie 4 nad ranem ;)

Wiec sporo się działo w Salzburgu, odkąd wróciłam z Polski...zima zawitała!!! I mieliśmy mnóstwo śniegu i ziiiiiiiiiiiiiiimno! Ale niestety już sobie poszła i dzisiaj już nie było biało, tylko szaro :( Przez parę dni odbywał się u nas Festiwal Filmowy "Filmriss" - amatorski, ale ciekawy! A tak, to razem z Giulią przez ostatni tydzień, po zajęciach prosto do domku i do książek!....szok! Deutscha się uczyłyśmy, bo w czwartek pisałyśmy Zwischenprüfung . Giulia jest w Mittelstufe 1, a ja w Oberstufe, ale i jej i mój był dla każdej z nas na maksa trudny! :/ liczę tylko na 4! byle by zdać...wyniki w poniedziałek. Jak nie napiszę, że zdałam to znaczy, że oblałam i mi wstyd :P na szczęście wszystkim ode mnie z grupy poszło źle :P a jak wróciłam z Poznania do Salzburga o północy w poniedziałek, to we wtorek miałam wejściówkę...:/ a chciałam zostać w domku! no ale zdałam...ufff :D
Parę słów o uczelni: mam takie zajęcia - Landschaftsanalyse und Landschaftsbewertung - to jest coś w stylu PPG z Bolkiem no i koleś jeździ do nas do Poznania na Morasko i zna naszych wykładowców i w ogóle uwziął się na mnie i ciągle mnie o coś pyta! no kurcze, a tam sami Austriacy na wykładzie a ja opowiadam o każdym zakątku Polski, co, gdzie, jak i po co! :/ ale na szczęście ludzi to interesuje ;) muszę napisać dla niego pracę na 15 stron o Wielkopolskim Parku Narodowym (Maciej pamiętasz o książkach dla mnie prawda?:)...i mam też takie super zajęcia: Kommunikation und Präsentation i na nich już dwa razy stałam na środku i robiłam "Spontanrede"...wykładowca (świetny facet) rzuca Ci temat, a Ty wychodzisz na środek i mówisz, co Ci tam ślina na język przyniesie...mamy kamerę tam i potem musisz siebie oglądać...chodzi generalnie o to, żeby przekonać ludzi swoją mową ciała, głosem. Na maksa śmiesznie jest tam! i też jestem sama z erasmusów, ale ludzie mi zawsze klaszczą (tzn...tutaj się nie klaszcze tylko stuka o stół) i jest mega miło :) No ale z tym samym facetem mam Bevölkerungsgeographie i tu jest o tyle gorzej, że też mnie na zajęciach pyta :P no i wymyślił sobie Zwischenprüfung 13 grudnia!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! :((((( wiec jakby ktoś z GP miał jeszcze stare notatki z Demografii na kompie, to będę wdzięczna, jak mi prześle na maila :) no i na te zajęcia też pisze pracę o Polskich Emigracjach po 1945 roku. Już nawet zaczęłam :D no ale tak generalnie to tutaj egzaminy są zawsze na ostatnich zajęciach w semestrze, co oznacza, że ja mam 6 w jednym tygodniu!? super duper ekstra! :P

dobra, dobra...ale ja miałam tu pisać o moim bardzo italiana Wochenende :) Przyjechała w czwartek Beatrice - najlepsza przyjaciółka Giuli...no dziewczyna bardzo, bardzo miła, baaardzo szalona i generalnie już do mnie przyjeżdża i ja tez już jadę do Włoch itd. itp. :D :) pierwsze co to się dorwała do mnie i zaczęła mi wyrywać brwi i prostować włosy :D :P no i od czwartku mamy codziennie włoską kolację...na wprost nas mieszka Martina (też Włoszka) i Oxana z Ukrainy i tak sobie w 5 balujemy ;) w czwartek kolacja była u nas i Giulię widziałam pierwszy raz przy garach...sama włożyła makaron do garnka i sos do niego dodała :D no ale obiados pierwsza klasa :DDD posiedziałyśmy, białe winko...no i wybrałyśmy się do takiego miłego pubu w centrum...


takie babskie wyjścia są najlepsiejsze! I zawsze dochodzi się do jednego wniosku, że wszyscy faceci to "pice of shit" /Giulia/ i nie ważne, czy to Włoch czy Polak...no ale moi kochani Panowie życie bez Was choć piękne, to jakie nudne :P


W piątek pojechałyśmy do tego naszego Einkaufszentrum - Euro Park! Ja i te 3 Włoszki...one są takie kochane...gadają po włosku, po 5 minutach orientują się, że ja nic nie rozumiem, przechodzą na angielski albo niemiecki, uda im się dwa zdania powiedzieć i znowu swoje :P

Chodziłyśmy pół dnia...nikt nic nie kupił :P ale było miło :) wieczorkiem kolacyja u Martiny...przygotowała genialne risotto i takie ciasto ze szpinakiem! pyyyyycha :D no i ode mnie gorzka żołądkowa miętowa ze spritem :D


A dzisiaj...(tzn. już wczoraj....ja dla tego nie piszę tak często, bo mnie to denerwuje! ciągle mi coś źle się zapisuje, albo te zdjęcia nie chcą się ułożyć tak jak ja chcę! albo jeszcze coś innego....:/ GłUPI BłOG!...idę zrobić drugą herbatkę i pisze dalej ;)...
...byłyśmy na WEIHNACHTSMARKCIE! W samym Salzburgu są 4...na Bahnhofie dopiero budują i to taki malutki, na Mirabellplatz, ale też mały no i przy Katedrze, na trzech placach w okół jest taki śliczny, duży! - ten się nazywa Christkindmarkt. Jest pełno cudownych rzeczy, mnóstwo ludzi, wielka choinka na środku, wszędzie pachnie Glühwein...i lodowisko jest!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! a Werka ma łyżwy :D Całe miasto jest już przystrojone na święta...ślicznie!







Na koniec ważna informacja! :D 19.12 o godzinie 14:50 wsiadam w busa w Salzburgu i jadę, jadę!!!!!! :D Najpierw do Wiednia, gdzie mam przesiadkę i stamtąd do Wrocławia...a potem Zugiem do Poznania...17 cudownych godzin :) no ale chyba na tyle zmęczona nie będę, żeby wieczorem w domku siedzieć :) zostaję do 4.01! ahhhh..........;))))))))
KONIEC!
ps. buziaki i słodkich snów itp. itd. :*
ps2. jutro Bea wyjeżdża...a my czekamy na Was!!!
ps3. Uze, jak się robi tu te ramki do zdjęć? :/

czwartek, 15 listopada 2007

NaWi prawie jak Morasko :)

obiecałam chyba gdzieś kiedyś foty mojego wydziału! o to są...