sobota, 29 września 2007

Italiana Mitbewohnerin...

No wiec mam współlokatorkę ;))) Ma na imie Giulia i jest z Werony...Z pracą kicha lekka...bo byłam w tym AMSie całym i się okazało, ze pierwszeństwo mają Austriacy i mieszkańcy starych państw UE...dopiero, jak przez 5 tygodni nikt się nie znajdzie, ja mogę ubiegać się o daną pracę....ale to i tak nie znaczy, że ją dostanę :/ próbuję jeszcze innym sposobem, ale wątpię, żeby coś z tego wyszło...no tak Austria! eh...i nie będzie wstawania o 4 rano :((( a tak się cieszyłam! A tutaj jeszcze zdjęcia z tej imprezki ostatniej ;) śmiesznie było...


A dzisiaj znowu wróciła piękna austriacka jesień...;)))

...buziaki :***...my idziemy po piwka :D

czwartek, 27 września 2007

Praca w Salzburgu...


...niby nie do zdobycia, a jednak :) Byłam dzisiaj na rozmowie w Crowne Plaza (hotel w centrum Salzburga, bardzo elegancki i drogi, 3 albo 4 gwiazdkowy;)...Herr Untrguggunberger jak najbardziej przypadł mi do gustu i zaproponował pracę w Hotelu jako Fruhstuckskellnerin ;) Jutro idę tylko do AMS (bo dla zainteresowanych tutaj WSZYSTKIE urzędy są czynne od tak mniej więcej 9 do 12 :PPP), gdzie muszę zdobyć pozwolenie na pracę! Ale chyba będzie okey...tak wiec z 4 razy w tygodniu będę wstawać o 4:30, żeby być w pracy na 6 :D i tam do 11 i na zajęcia :) już nie mogę się doczekać! a tutaj specjalnie podziękowania dla siory! :*** no a dzisiaj imprezka się szykuje...:D a do Jacola wprowadził się Amerykanin! A do mnie jeszcze nikt...i niech tak zostanie ;) No i, żeby nie było, że jak Werka wyjechała to już o przyjaciołach nie pamięta! INGUŚ - STO LAT, STO LAT! :***

środa, 26 września 2007

jesiennie...





...zrobiło się w Salzburgu. Nie widać już szczytów gór z balkonu...:( chmury, mgła...trzeba było kupić parasol! ale jaki cudowny...w kropeczki ;) deszcz, mżawka i chłód lekki...ludzie w płaszczach...i ja swój z szafy wyciągnęłam! Nawet nie ma już na Placu obok katedry tej ślicznej karuzeli :( ale i taki Salzburg ma swój urok...dzisiaj: jesiennie - czarno - biało i werkowo...









poniedziałek, 24 września 2007

Pierwsze dni w Salzburgu...

...no i w końcu doczekaliśmy sie internetu ;) z jednej strony super, bo mogę Wam zdjęcia pokazać i opisać, jak tu pięknie, ale z drugiej...hmmm....internet to zabójca! Bo ja teraz powinnam, gdzieś na mieście siedzieć, a zamiast tego siedzę tutaj...w moim akademiku (jakbyście chcieli mi kartkę wysłać to: Haus Humboldt Egger-Lienz-Gasse 3/405 (405 to mój pokój! 4 piętro! genialnie ;) Od dzisiaj w ogóle to jestem tu zameldowana ;). Więc mój pokoik jest fajowski...mam korytarz, WC i prysznic, BALKONIK z widokiem na Alpy, gdzie jemy wszystkie śniadanka i obiadki, kuchnię z kuchenką, zlewem, lodóweczką (a tam piwka :) dwa łóżeczka, ale narazie sama jestem i miejmy nadzieję, ze tak pozostanie :D ale to nic za darmo...230 euro miesięcznie :/
no ale ale....zacznijmy od samego początku! Wyjechaliśmy około 16:00 z Poznania, na miejscu byliśmy o 4:30...kima w aucie, kawka w Mc i zwiedzanie miasta do 10:00, kiedy to dostaliśmy klucze od pokoi. Rozpakowaliśmy się, bigosik od babci no i w miasto :D Piękny Salzburg! Bałam się troszkę, że małe to będzie i taka wioska i nudno! Ale nie nie nie! My mieszkamy w Salzburg Sud, czyli prawie na samym końcu...w parku - lasku praktycznie, nad rzeką Salzbach, która płynie przez całe miasto. Mamy wprawdzie kawałek do centrum, ale przynajmniej sobie chodzimy (tzn. chodziliśmy, bo od dzisiaj mamy Semesterticket za jedyne 105 euro:) I od dzisiaj oto postanowiliśmy jeździć czym się da, dokąd się da! Ale tak czy siak takie łażenie to najlepszy sposób na poznanie miasta! Wchodzisz w kolejną nieznaną uliczkę i kombinujesz, jak się stamtąd wydostać i oto następna i już w ogóle tracisz orientację...centrum przeurocze, ale mnóstwo ludzi! I wszyscy na rowerach jeżdżą! Bo korki są, a pogoda, jak narazie idealna! Słonko, żadnej chmurki i tak po 20 stopni! No a ja teraz żałuję...bo zamiast 4 walizek, plecaka, dwóch toreb i siatek, trzeba było rower zabrać! Ej, jak ktoś się wybiera do mnie, to zapraszam teraz! Jest chyba to najlepsza pora, a ja mam wyrko wolne ;D i w ogóle tutaj nie ma recepcji, wiec jak spanie na podłodze nie przeszkadza, to nawet w 5 osób :D no ale jedna prośba: ROWER mój weźcie ze sobą :D My w ramach sportu biegamy sobie...codziennie wieczorkiem...nad tym Salzach właśnie. A wczoraj byliśmy na Gaisbergspitze 1265 m n.p.m. Wyszliśmy coś o 9, a na górze około 12:30 byliśmy...niby nie wysoko, ale szlak oj kręty, kręty...i taki stromy! Zabraliśmy ze sobą jakąś austriacką wodę..niby sok miał być...ale było a fuj i a ble! gazowane i słodkie...wiec sobie w strumykach czerpaliśmy wodę górską :D ale najgorsze było to, że jak już dotarliśmy na miejsce, to się okazało, że na tą górę to droga asfaltowa prowadzi! Wyobrażacie to sobie? Toś to SKANDAL! Byliśmy jedyni chyba, co na tą górę weszli, a nie wjechali samochodem albo motocyklem! (ewentualnie rowerem, bo tacy ekstremalni też byli;) No i pełno ludzi na tej górze! (niedziela to była, wiec sobie wycieczki robili - dzieciaki, wózki, emeryci, wszyscy!)...widok zapierający dech w piersiach, ale jeszcze bardziej uradował nas POLSKI JĘZYK, który usłyszeliśmy tutaj pierwszy raz od przyjazdu. Serio, serio...tutaj nie ma Polaków! A tam byli tacy żule, co to w Niemczech pracują i nas na dół zwieźli, bo busikiem byli (na focie, tam widać takich trzech! to ONI)...i ja, biedna Werka pośród tych 6 mężczyzn (natentegowanych) i Jacka! oj oj oj :( ale foty z góry są godne, wiec podziwiać można! :D Zaznaczyłam Wam kółeczkiem, gdzie nasz akademik się znajduje :)
A teraz troszkę o wszechobecnej biurokracji...wiec załatwiania było troszkę. Ale śmiesznie...np. legitymację studencką wyrobili nam w 10 minut...zdjęcie na miejscu i wydrukowana i wydana na miejscu!!! Dostaliśmy pełno papierów, koszulkę uczelni, długopis, mapy itp. A w ogóle to ten nasz wydział Naturwissenschaft to takie drugie Morasko :D Generalnie to uczelnia jest ogromna...na każdym rogu jakiś wydział, albo coś...a my w szczerym polu :P A ta legitymacja to jednocześnie jest kartą bankomatową, którą wsadziliśmy do takiego Cashpointa i ją zepsuliśmy :P tzn...nie wiem, czy zepsuliśmy, ale zamiast gultig bis...i data jest unglultig :P Załatwić trzeba było jeszcze to zamledowanie, podpisać umowę z akademikiem (a dokładniej z OAD), wypełnić formularz na ten bilet semestralny i takie tam. Ale to dla zainteresowanych :D

...wiecie co...tego jest za dużo do opowiadania...a zwłaszcza na jedną noc! Powklejam tu jeszcze parę ciekawych fotek...a reszta niedługo! :) a jak ktoś ma jakieś pytania to czekam...a teraz spać!!! ;) buziaki :* i słodkich snów!



Plac Mirabell - cudnowny!












Na piwku...w pubie 3,5 euro, a dzisiaj z billi za 49 centów :D


sobota, 22 września 2007

ZYJEMY!!!

:) spoko loko....wszystko gra, jest pieknie i w ogole gites, ale nie mamy jeszcze internetu w akademiku, wiec wiecej wiadomoscii foty w poniedzialek!!! a narazie zmykamy, bo tu oj drogo, drogo! 2 euro za godzine, a na placu jakims tam 2 euro,ale za 10 minut!!! MASAKRA!!! Buziaki i w ogole...TESKNIE! no ale bez przesady :P

wtorek, 18 września 2007

ostatnia noc...

...i już. Szybko, szybko to minęło...Od jutra, nowy świat, nowi ludzie, nowe życie...;)


"...ale kiedy przychodzi jesień i te liście szumią, i szeleszczą...
w brzuchu robi się tak jakoś ...i chciałbym gdzies uciec!
Och, każdy się tego boi - Tak szeleści czas, gdy ucieka..."

no i foch...:P

specjalnie dla Ośki :*
ps...jest świetne!!!

niedziela, 16 września 2007

no tak bardzo chciałam się spakować...

...ale nie wyszło! no za dużo, za dużo tego! albo za małe walizki! tak tak! to wszystko wina walizek! Ja się tylko modlę, żeby Jacek, jak to wszystko zobaczy, zrozumiał...że my kobiety to tak mamy! I mnie zabrał mimo wszystko ze sobą ;) no ale jeśli chodzi o dzisiejszy dzień...to pożegnań ciąg dalszy (BEZALKOHOLOWO oczywiście;)...i 4 foty (piękne zdjęcia, w moim ukochanym miejscu i bardzo drogimi mi osobami!)
i z NAJUKOCHAŃSZA BABCIĄ NA ŚWIECIE!

sobota, 15 września 2007

Imprezka pożegnalna.

Witam ;) Tak, jak obiecałam, zaczynam pisać bloga...a to po to, żebyście o mnie nie zapomnieli! NIGDY! Będę tutaj pisać przede wszystkim o studiach, Salzburgu, nauce, ludziach, pracy, kulturze, języku mym pięknym :D...a dopiero poźniej o mieszkaniu w akademiku, imprezach no i facetach :P ;) mam nadzieję, że będziecie tutaj wpadać, czytać i może nawet czasami coś komentować ;) Żeby tylko było co! Zostały 4 dni...no zaczynam się bać, przede wszystkim o to, jak ja spakuje te moje ciuchy :P no ale ale, o prawdziwym strachu to będę pisać we wtorek, a dzisiaj chciałam Wam podziękować za wczorajsza imprezkę! Dziękuję wszystkim, którzy byli, no i nie daruję tym, co to mieli ważniejsze sprawy :P Szkoda tylko, że coś kiepsko z Wami ostatnio...żeby o 23-24 wychodzić? to tak nie może być Kochani, pamiętajcie, że studia się zaczynają, a tam tego już tak łatwo nie wybaczają! Nie chciałabym tutaj po nazwiskach, ale Grzesiu, Mati, Filip, Krzysztof, Inga :P normalnie smutno mi było :( Ośka...Tobie wybaczam! Boś się wytłumaczyła chociaż i powód był wmiarę sensowny :) ale nie wiem, co z resztą :PPP aaaa i Jacuś, przepraszam, ale to winko, no to od Ciebie...to go już nie ma :( ale godnie je wypilismy...wciskając korek do środka, pod średniowiecznymi murami, dzieląc się z każdym, kto spragniony był! ;) A jeśli chodzi o prezenciki...dziękuję bardzo. Kalendarz jest po prostu....ah...brak mi słów! Tylko ten wpis: "szła sama, samiutenka na Śnieżkę, hej" mogłyście sobie podarować, Wy wredne! :P Róża była ze mną prawie do samego końca...niestety nocy u mnie na biurku nie przezyła :( może jej wody brakowało? :/ Michałowi należą się specjalne podziękowania za wódeczkę z wyszukanym soczkiem...bo akurat po winku z Aga i pierwszym piwku, tego mi było trzeba...i myślę, że gdybym po tym nie wypiła jeszcze kolejnej butelki wina i piwa ze znajomymi z Brovarii, to dzisiaj miałabym tylko kaca, a tak byłam jeszcze totalnie pijana tak mniej więcej do 20:00 :P dzięki Michu ;) no i za te, no te ".........w oczach" :P no i pozostaje Remek, który jako jedyny!!!, wytrwał ze mną do końca! Z buta poszliśmy na Śródkę, gdzie zjedliśmy przepyszne hot-dogi (ej, ja nienawidzę hot-dogów! ale chyba o 3 rano, w naszym stanie i z dużą ilością ketchupu wszystko by przeszło ;) wiec specjalnie dla Remka, na tym oto dopiero co powstałym blogu, wielki buziak :*! I w ogóle wszyscy jesteście cudowni! I będzie mi Was bardzo brakowało....:( poźno już...mój pierwszy post zakończę tekstem z mojego nowego, pięknego, Kubusiowego Kalendarza pla pań :D



"- A jesli pewnego dnia będę musiał odejść? - spytał Krzyś, ściskając Misiową łapkę. - Co wtedy?

- Nic wielkiego - zapewnił go Puchatek. Posiedzę tu sobie i na Ciebie poczekam. Kiedy sie kogoś kocha, to ten ktoś nigdy nie znika, tylko siedzi gdzieś i czeka na ciebie." :*